poniedziałek, 11 grudnia 2017

Relacja: Warsaw Comic Con Fall Edition

Za nami kolejna, tym razem jesienna edycja Warsaw Comic Con. W dwóch dużych halach można było znaleźć wszystko co fan fantastyki, komiksów, szeroko pojętej popkultury i oczywiście gier planszowych może sobie zamarzyć.

Wywiady, spotkania z aktorami z filmów i seriali, bloggerami, youtuberami, wystawa oldschoolowych samochodów oraz cała masa sklepików z przeróżnej maści artykułami. Po zdjęciach, przyszedł czas na planszówki, które wpadły nam w ręce.


Jeśli chodzi o gry planszowe wydaje się, że na tej edycji zajmowały zdecydowanie więcej miejsca. Może dlatego, że stoiska znajdowały się na otwartej przestrzeni, a nie tak jak w zeszłym roku, w zamkniętych boksach.

Na pierwszy ogień poszła zręcznościowa imprezówka Wióry Lecą wydana przez Cube Factory of Ideas. Cała zabawa jest dosyć prosta jeśli chodzi o zasady. Przed nami stoi pieniek pokryty korą - wszystko zbudowane z klocków. Naszym zadaniem jest takie uderzanie dołączoną siekierką, aby odłupać korę nie naruszając jednocześnie całej konstrukcji. Każdy zdobyty fragment kory zapewnia nam 1 punkt, każdy zrzucony fragment pnia odbiera 5 punktów.

Okazało się, że pozyskanie kory nie jest taką prostą sprawą. A to uderzaliśmy za słabo i nic nie leciało, a to za mocno i leciało wszystko. Gra łatwa do wytłumaczenia, szybka, wymagająca zręczności i pewnej ręki. Jeśli zaś chcemy dodać jej dodatkowego smaczku i aspektu planowania, możemy zmienić nieco zasady i przypisać różną liczbę punktów różnokolorowym fragmentom. My zabawy mieliśmy naprawdę sporo - zwłaszcza gdy jednym umiejętnym ciosem ktoś zrzucił pół drzewka ;)
Po tym raczej lekkim tytule przyszedł czas na coś nieco bardziej poważnego. Karmaka to gra karciana wydawnictwa Fox Games, w której poczynając od maleńkiego żuczka staramy się przejść na wyższy poziom bytu. Służą nam do tego karty, które możemy: użyć jako punkty potrzebne do awansu karmicznego, odłożyć na przyszłe życie lub wykorzystać tu i teraz ich umiejętność specjalną. Jak dla mnie pierwszym co rzuca się w oczy jest piękna oprawa graficzna. Nieco mistyczne ilustracje dodają grze smaczku i klimatu. Karty dzielą się na takie, które są dla nas korzystne, i takie które są szkodliwe dla przeciwników. Niektóre z nich można wykorzystać w różnych kombinacjach, oferują m.in. dobieranie i pozbywanie się z ręki kart, które nam nie odpowiadają, odzyskiwanie zużytych kart, zabieranie kart przeciwnikowi, a więc jest miejsce na obmyślanie różnych planów i taktyk.


Trzeba jednak rozważnie decydować o sposobie gry. Każde wredne zagranie później prawdopodobnie odbije nam się czkawką. Jeśli użyjemy przeciwko komuś negatywnej karty może on ją sobie zachować na przyszłe wcielenie i wykorzystać w następnej rundzie przeciwko nam - w końcu karma podobno wraca. Ważne jest również to, jakie karty odłożymy sobie na przyszłe wcielenia. Jeśli dobrze nie przemyślimy swoich posunięć sami możemy się nieco przyblokować. Wynikałoby więc z tego, że im więcej kart odłożymy, tym większe mamy później możliwości. Niestety nadmiar kart nam się raczej nie przysłuży - zanim możemy przejść do reinkarnacji musimy pozbyć się wszystkiego z ręki - im więcej kart, tym więcej czasu nam to zajmie. W Karmace chodzi więc o umiejętne zarządzanie kartami i zachowanie balansu we wszystkich trzech aspektach ich używania. Gra dla nas bez wielkich szaleństw, ale grało się przyjemnie.

Udało nam się także zakwalifikować do drużynowych Mistrzostw Świata w Rosyjską Ruletkę - czyli zagraliśmy w pełną blefu grę od Black Monk. W trakcie rozgrywki dysponujemy 6 kartami pustych komór rewolweru oraz jedną kartą Bang! (pocisku). Wszyscy gracze, jednocześnie wybierają i zakrywają jedną z tych kart, resztę tasują i obstawiają ile strzałów uda im się przeżyć. Jeśli w tym momencie mamy podejrzenia, że któryś z naszych przeciwników zakrył kartę pocisku możemy go sprawdzić. Jeśli się pomyliliśmy przeciwnik dobiera kartę akcji, która pozwalają nagiąć reguły gry, np. wystrzelić w powietrze lub przeciwnika, a my musimy dorzucić do swojego rewolweru jedną kartę pocisku. Nasze szanse na przeżycie, drastycznie spadły. Jeśli jednak mieliśmy rację, to dostajemy aż 3 karty akcji, a jedna osoba z drużyny przeciwnika zostaje zastrzelona (po utracie 4 członków drużyny gracz odpada z gry). Następnie przystępujemy do strzelania, oddajemy tyle wystrzałów ile obstawialiśmy. Jeśli wszystkie komory pocisku będą puste i nikt nas nie zabił, udało się, przeżyliśmy i otrzymaliśmy punkty - tyle ile obstawialiśmy + 1 za przeżycie. Jeśli jednak wylosowaliśmy kartę pocisku, niestety właśnie umarł jeden z członków naszej drużyny, a my zostaliśmy z niczym. Gra kończy się po zdobyciu 15 punktów.

Rosyjska Ruletka jest grą szybką i angażującą. Blefujemy, podejrzewamy przeciwników, dajemy się wrobić w ich chytre zagrania i sami staramy się nie pozostać dłużnymi. Przez chwilę naprawdę poczuliśmy dreszczyk emocji związany z pociąganiem za wyimaginowany spust.



Board Legends czyli gra dla fanów komputerowych gier typu MOBA, choć chyba i w gronie planszówkowym powinna się przyjąć. Otoczka fabularna? W skrócie dwóch zwaśnionych braci, jeden w posiadaniu potężnych Run Światła, drugi Run Mroku, a każdy chciałby pozyskać dla siebie komplet. W trakcie gry wcielamy się w dwie konkurujące ze sobą drużyny na usługach braci, których zadaniem jest wykradzenie Run z zamku przeciwnika. Sprawa jednak nie będzie taka prosta, drogi do zamków bronią Runiczni Strażnicy.

Na początku gry otrzymujemy zadania drużynowe i indywidualne. Ich wykonanie gwarantuje nam różne nagrody, w tym punkty zwycięstwa niezbędne do usuwania Runicznych Strażników oraz ułatwiające wykradzenie Run z zamku - obniżające próg rzutu potrzebnego do udanej kradzieży. Każdy z graczy otrzymuje także postać (wraz z przedstawiającą ją figurką), z różnymi statystykami i umiejętnościami specjalnymi. Poruszamy się nią (o jedno lub dwa pola) po mapie i w zależności od pola, na którym staniemy możemy pobrać Kartę Traktu lub Kartę Dżungli. Zawierają one przedmioty lub testy do wykonania. Jeśli nam się to uda (dobry rzut kostką) otrzymujemy kryształek w kolorze pola, na którym stoimy, często potrzebny do wykonania zadań. W dżungli, co jakiś czas, pojawiają się także potwory, za których pokonanie otrzymujemy nagrodę. Oczywiście jeśli po drodze spotkamy wrogiego bohatera mamy okazję się z nim zmierzyć, w przypadku naszej wygranej możemy go obrabować z posiadanego kryształu. Jeśli zaś go zabijemy możemy zabrać mu jeden przedmiot z ekwipunku. Zabite postacie respawnują się na startowym polu zamku. W trakcie gry możemy także zakupić czary, które na pewno przydadzą się w różnych sytuacjach. Drużyna, która jako pierwsza dotrze do pól przed zamkiem przeciwnika, pomyślnie przejdzie test i ukradnie Runy, zwycięża.




W Board Legends mamy sporo możliwości i zagrań, większość z nich jest jednak uzależniona od udanego rzutu kośćmi. Jak na grę MOBA brakuje mi trochę minionów, które poruszają się wraz z bohaterami, ale rozumiem, że byłoby to raczej ciężkie do wprowadzenia w grze planszowej.  Twórcom udało się odtworzyć atmosferę rywalizacji drużynowej, zaś różnorodność postaci i umiejętności sprawia, że każdy gracz ma swoje miejsce w grupie (np. mamy postać leczącą, czy też typowego junglera). Wprowadzenie linii, po których się poruszamy oraz dwóch konkurujących ze sobą drużyn oddaje klimat gier MOBA. Graficznie gra przedstawia się całkiem fajnie, karty postaci są czytelne, a  figurki nawet na poziomie testów cieszą oko.

Board Legends kojarzy mi się z... League of Legends (zwłaszcza plansza). Może być to związane z tym, że swojego czasu sporo grałam w tę grę, ale autorzy raczej nie kryją się z inspiracją. Na razie Board Legends jest w fazie testowania i zmian, ale twórcy planują wystartować z kampanią na Kickstarterze w na początku przyszłego roku. Pierwsze wrażenie pozytywne, czekamy na więcej :)

Sanctuary Endangered Species
Ostatnia gra, do której zasiedliśmy był Azyl: Zagrożone Gatunki (The Sanctuary: Endangered Species) ponownie od Cube Factory of Ideas. Jest to gra typu worker placement, w której staramy się uratować zagrożone gatunki zwierząt, stworzyć im idealne miejsce do bytowania i ogólnie  sprawić by były szczęśliwe. W każdej turze wykładane są losowe karty akcji, gracze dysponują dwoma pionkami, którymi zajmują wybrane akcje. W Azylu mamy do czynienia z bardzo ciekawy mechanizm widzenia akcji. Każda z kart ma górną i dolną akcją. Gdy stawiamy swój pionek, wykonujemy akcję z górnej części karty, oraz dolne akcje ze wszystkich sąsiednich kart - granicą są kolczaste ściany narysowane na niektórych kartach i karty zajmowane przez pionki przeciwnika.

Gra ma naprawdę ładną szatę graficzną - wystarczy spojrzeć na pudełko. Zdarzały nam się nawet chwilowe zawieszenia w grze, bo ktoś chciał wybrać sobie najładniejsze/najfajniejsze zwierzątko ;). Sanctuary może początkowo przytłaczać ilością komponentów i wyborów, dobrze jest mieć więc pod ręką kogoś kto na początku wspomoże z zasadami (nam wszystko bardzo dobrze wyjaśniono w trakcie gry). Na szczęście oznaczenia na kartach akcji są dosyć czytelne i już w trakcie pierwszej rozgrywki szybko byliśmy w stanie je rozpoznawać.





Od razu powiem, że gra spodobała się wszystkim graczom z naszej grupy (nawet tym, którzy na co dzień za grami typu euro nie przepadają). Jest dynamiczna, wymaga kombinowania i umiejętnego blokowania przeciwnika. Kilka czynników punktujących sprawia, że warto zastanowić nad ruchem i potencjalnym zyskiem, a jednocześnie sprawia, że należy obserwować poczynania innych graczy.  Dla nas strzał w dziesiątkę, chętnie jeszcze zagramy.

To tyle jeśli chodzi o (drugi) tegoroczny Warsaw Comic Con - nie możemy się już doczekać kolejnej, wiosennej edycji.

Zdjęcia okładek gier zaczerpnięte ze stron wydawców.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz